środa, 10 lipca 2013

Paranoid - Rozdział 15 - Pożegnanie

          Minął tydzień. Nasz ostatni tydzień w Los Angeles. Nie będę tęsknić za tym miejscem, ale będzie mi brakować, ale będę tęsknić za jedną osobą - Kirkiem. Poprosiłam go, żeby jeśli tylko może przyjechał. Po piętnastu minutach był już pod domem.
          - Wika, wyjaśnij mi o co chodzi. Co tu robisz? James się martwi... - westchnął wchodząc na podwórko.
 - Zaraz Ci wszystko wytłumaczę, ale może wejdziesz, napijesz się herbaty, kakao, kawy... Whatever.
 - Zrób mi herbatę - rzucił idąc za mną do domu. Nie widziałam jego miny, gdy zobaczył, że zamiast mebli mam w domu kartony podpisane markerem, ale na pewno musiał się zdziwić.
          Weszliśmy do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę, i usiadłam na podłodze. Hammett usiadł obok mnie. Wpatrywał się we mnie z miną "no słucham". Podałam mu szklankę napoju i zaczęłam.
 - No tooo... Pamiętasz naszą rozmowę o Jamesie? Nic nie mogłam wymyślić, poszłam do klubu i się najebałam. Dobra, never mind. Następnego dnia rano zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy - nie kocham go. Zdecydowałam, że nie wrócę do domu. Waszego domu. To nie mój świat. Wyszłam z Viper, chodziłam kilka godzin po L. A., potem najzwyczajniej w świecie się zmęczyłam, usiadłam na krawężniku i zaczęłam palić. Poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramie. Patrzę, a tam DUFF. Zaczął mnie przepraszać. I tak jakoś wyszło, że... Jutro wyprowadzamy się do Seattle.
 - C...Co? Czekaj... CO?! JAK TO DO SEATTLE?!
 - Przepraszam.... - spuściłam wzrok
 - Nic się nie stało... Po prostu.. Będę tęsknił... - mocno mnie przytulił.
 - Ja też... - szepnęłam i zamknęłam oczy. Zaczęłam przypominać sobie całe dzieciństwo. Było piękne...



******
Kurwa... Ja chyba nie umiem pisać. Naprawdę. Syf kiła i mogiła ;/

poniedziałek, 8 lipca 2013

Paranoid - Rozdział 14 - Uczucia.

   Myślałam nad tym całą noc. Naprawdę, to było trudne. Chyba mnie przerosło. Pierwszy raz od tak dawna zlałam się w trupa i zaliczyłam zgon w klubie. Następnego ranka budząc się w tym samym miejscu, ze świadomością, że on nawet mnie nie szukał zrozumiałam jedno - nie kocham go.
  Nie wrócę do niego, to pewne. Tylko... Co zrobię? Nosz kurwa. Nawet nie zauważyłam, kiedy mimowiednie wyszłam z baru. Chodziłam po mieście kilka godzin. Myślałam nad tym, gdzie mogę pójść. Nic nie wymyśliłam. Usiadłam na krawężniku, wyciągnęłam z kieszeni koszuli flanelowej papierosy. Teraz totalnie wszystko mi zwisało.Życie jest jednak śmieszne.
   Tak sobie siedziałam zaciągając się dymem, gdy poczułam, że ktoś mnie szarpie za ramie. Gwałtownie się odwróciłam. Zobaczyłam, że to... DUFF. O, kurwa, chyba zwariowałam. Nie, nie zwariowałam, on tu naprawdę jest!
 - Yyy... Hej...? - niepewnie zaczęłam patrząc na jego puste oczy. Nie zdradzały żadnych emocji.
 - Co tu robisz? Chcesz żeby jakieś auto ujebało Ci nogi?
 - Nie wiem. Obojętne mi to.
 - Jak to? - zapytał ze smutkiem w głosie
 - Normalnie. Wszystko jest mi teraz obojętne. Wszystko.
 - Wiesz... Bo ja... Bo... Chciałem Cię przeprosić... Wtedy, kiedy wyszłaś, ja się naćpałem wszystkiego co możliwe i... Wczoraj się obudziłem. Pierwsze co zrobiłem to poszedłem Cię szukać, bo wtedy uświadomiłem sobie jak dużo dla mnie znaczysz. Ja... Przepraszam... - widziałam jak trudno jest mu to mówić. Widziałam, że mówi szczerze. Widziałam, że te słowa przychodziły mu niezwykle ciężko. Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy.Chłopak pomógł mi wstać i szybko je wytarł. Mimowolnie się w niego wtuliłam i zaczęłam szlochać.
 - Tęskniłam... - wymamrotałam w jego koszulkę. Głaskał moje włosy i szeptał, że mnie kocha. Tak... Tak było pięknie...


*****
Muszę się wam przyznać, że to miało wyglądać inaczej. Ona miała być z Davem, ale coś nie wyszło. Dobra, never mind. Chyba nie jest tak źle, co nie?

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 13 - Pogadajmy.

   Obudziłam się rano wtulona w Jamesa. Nie spał już. Głaskał moje długie, czerwone włosy. O, właśnie, muszę je przefarbować, ale to później. Spojrzałam na niego uśmiechając się szeroko. Cmoknął mnie w czoło mówiąc krótkie:
 - Dzień dobry kochanie. 
   Nie odpowiedziałam na to. Po prostu się do niego przytuliłam i wstałam z łóżka. Wsunęłam moje zajebiste różowe kapcie z króliczkami na nogi i szorując nogawkami błękitnej piżamki ruszyłam do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę, ale gdy już ją zaparzyłam, została ona wylana przez mojego super brata - Kirka.
 - Przecież dobrze wiesz, że masz chore serce i to ci szkodzi - westchnął. Miał racje. Kurwa... - A tak w ogóle to musimy pogadać, więc zapierdalaj do łazienki.
   Ziewnęłam i poszłam pod prysznic. Po wyjściu ubrałam krótkie (na tyle krótkie, że odsłaniały mi pół dupy), czarne, jeansowe spodenki, czarną koszulkę z podobiznami chłopaków z KISS,kilka pieszczoch, nieśmiertelnik i kłódkę, tak jak nosił ją Sid Vicious. 
   Zbiegłam na dół, oczywiście po drodze wyjebując się na twarz. Nevermind. Podbiegłam do Kirka. Przytuliłam się do niego. W końcu mamy 24 czerwca. Spojrzał na mnie jak na idiotkę. Olałam to i pobiegłam do salonu tuląc po kolei Cliffa i Larsa. 
 - Wyjaśnisz? - rzucił Cliff, widząc, że wychodzę.
 - MAMY DZIEŃ PRZYTULANIA, CIOTY! - wyszłam z domu. Śmiałam się jak debilka, ale mi to odpowiadało. Wychodząc wpadłam w Kirka, którego jeszcze raz przytuliłam. Ten oświadczył mi, że idziemy na spacer. 
 - Do fryzjera - poprawiłam.
   Szliśmy prawie bez słowa. W salonie zmieniłam kolor swojej czupryny na niebieski. Wyglądałam (nieskromnie mówiąc) zajekurwabiście. Szłam tak nucąc piosenkę Blondie "One way or Another" i machając rytmicznie głową. Po chwili poczułam czyjąś rękę na ramieniu. 
 - Wiktoria, pogadajmy.
   Zdziwiło mnie to. Absolutnie nie wiedziałam o czym mamy gadać. Od zawsze bałam się poważnych rozmów, więc czy jest coś dziwnego w tym, że tej też się obawiałam? Mimo to - zgodziłam się.
 - Chodzi o Jamesa... 
 - Co z nim? 
 - No...A prosto z mostu? 
 - Tak.
 - Ten człowiek Cię zgwałcił. Wybaczyłaś mu, okay. Ale nie ufaj mu za bardzo. Może Cię zranić. A ja nie chcę żebyś znowu cierpiała - westchnął i przytulił mnie mocno do siebie. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony wiedziałam, że on ma racje. Z drugiej była moja chora miłość do Jamza. Nienawidzę takich sytuacji...

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 12 - Remont.

   - Idź do sklepu - powiedział James wręczając mi swoją kartę kredytową. - A i kupuj co chcesz.
    W sumie... Podoba mi się ta propozycja. Pocałowałam go przelotnie i wyszłam z domu. Poszłam pieszo do galerii i nakupowałam wszystkiego co było mi potrzebne ( książki Koontz'a,kilka bluzek, dwie pary spodni, czarna, koronkowa sukienka, czerwona szminka, paletka cieni do powiek, puder, paletę (taką z płótnem, żeby nie było), pędzle, farby, ołówki, kilka nowych płyt, w tym nową Gunsów - Use Your Illusion ( tak, ciekawiło mnie jak sobie radzi ten zespół bez mojego byłego, który jak dziecko gdzieś spierdolił) i ogólnie kupiłam tyle tego wszystkiego, że nawet nie mogłam tego unieść, więc zadzwoniłam do Axla, chociaż w sumie nie wiem czemu do niego, ale trudno.
- Axluuuuuś....
- Coooooooo Wikuuuuuś?
- Podrzucisz mnie do rezydencji Metallicy? Prooooooszę.
- Okej. Gdzie jesteś?
 - W sklepie, więc weź auto.
   Rudy tylko się zaśmiał, a ja rozłączyłam. Siedziałam w kawiarni jedząc lody i czekając na Pana Rose, który pojawił się dość szybko. Usiadł na krześle naprzeciwko mnie i się uśmiechną, ale...  To nie był taki uśmiech jak kiedyś. Ten był inny... Wymuszony? Tylko... Dlaczego? Jego oczy były smutne.
- Coś się stało?   - zapytałam z przejęciem w głosie. Axl tylko machnął na to ręką i zapytał czy już idziemy. Skinęłam głową. Wyszliśmy przed budynek niosąc torby z zakupami. Rudy podwiólł mnie pod dom. Jechaliśmy bez słowa.
   Wniosłam (już sama) zakupy do pokoju. Coś się tu zmieniło. A to coś to... Wszystko. Łóżko było jakieś większe, szafy z resztą też, wszystko było poprzestawiane. Kurwa. Ale było zajebiście. Nie wiem skąd James wytrzasnął na to wszystko kasę, ale było bosko.


***
Luuuuuuduuuu mój, przepraszam was za nieobecność,ale nie mam pomysłów na te opowiadanie ;_;
Znaczy... Skończę je,ale piszę też 2. Tag. Zrobię tu reklamę ;______;
Diary Of Sunset Strip. To jest o Motli Kru ;-;

piątek, 10 maja 2013

Paranoid - Rozdział 11 - Trochę romantyzmu nie zaszkodzi.

Po nocy spędzonej z Jamesem (oczywiście do niczego nie doszło), obudził nas jakiś rudy chłopak. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku opierając się o ścianę. Jamz usiadł obok i przytulił mnie do siebie.
- Siema stary, masz faj...WIKTORIA?!
- No tak.... A co? - zapytałam zdezorientowana
- Nie poznajesz mnie? To ja Dave.
- MUSTAINE?! - tym razem to ja wbiłam w niego wzrok, tak jak on poprzednio we mnie. Gapiliśmy się tak na siebie przez dłuższą chwilę, potem Dave podszedł i wziął mnie na ręce, obkręcił się kilka razy w okół własne osi. James przygląda się całej sytuacji z zażenowaniem.
- Yyy... skąd wy się znacie? - zapytał drapiąc się po głowie.
- Ze szkoły - powiedzieliśmy prawie jednocześnie.
- James chodź na chwilę... - powiedział rudy wyciągając blondyna do kuchni. Gadali o mnie. Wszystko słyszałam. Ma się szatański słuch, no nie?
- Co Cię z nią łączy?
- Jeszcze nic... ale... a ją kocham... kurwa... to wszystko jest za trudne... Myślisz, że mam u niej jakieś szanse?
- Myślę, że nawet duże, tylko pamiętaj, że jeśli ją skrzywdzisz, za jaja Cię powieszę.
- Okej, okej...
Dave poszedł w jakieś znane tylko przez niego miejsce, a James wróci do mnie.
- Wikuś...
- Co?
- Chodź na spacer...
- Mhmm...
Wyszliśmy z domu. Chodziliśmy po parku milcząc. W pewnym momencie Jemes złapał mnie w tali, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Oddawałam się temu. Jakoś tak... chyba zaczynałam go kochać. Nie umiem tego opisać. Zwyczajnie nie potrafię. Nawet nie wiem czy to jeszcze miłość, czy zwyczajna desperacja... Never mind.
    Jazm oderwał się ode mnie i przepraszająco spojrzał w oczy. Poczułam, że się rumienię, zresztą tak samo jak on.
- Przepraszam...
- Nie ma za co. - nieśmiało się uśmiechnęłam, a on to odwzajemnił i złapał mnie za ręce.
- Mogę Ci zadać jedno pytanie...?
- Jasne.
- Czy.. czy ty... zostaniesz moją dziewczyną?
- Ja... ja nie wiem co powiedzieć... James...
- Nic nie mów - z rezygnacją opuścił głowę i odwrócił się. Złapałam go za dłoń i obróciłam twarzą do siebie. Spojrzałam głęboko w jego niebieskie oczy. Patrzył na mnie pytająco. Nic nie mówiłam, po prostu go przytuliłam. On lekko zbity z tropu, zapytał:
- Więc?
- Zostanę.
- NA... NAPRAWDĘ?!
- Tak - uśmiechnęłam się. James patrzył na mnie z niedowierzaniem, a ja tylko się szczerzyłam. Kiedy zrozumiał, że ja mówię serio, wziął mnie na ramiona i zaniósł do domu.
"Odstawił" mnie dopiero w kuchni.
- Skarbie, zjesz coś?
- Nie, James, ja się odchudzam.
- Z czego niby?!
- Hmmm... z tłuszczu?
- Jakoś go nie widzę.. Wiem, że nie powienienem, o to pytać, ale... ile ty ważysz?
- Trzydzieści siedem kilo.
- Wzrost?
- Metr pięćdziesiąt sześć.
-To jest już jest anoreksja, wiesz?
- Przesadzasz...
- Nie. Jedz. Nie chcę żebyś umarła. Moje życie straciłoby wtefy sens.
- Naprawdę? - podał mi talerz gofrów.
-Nie, kurwa, na niby. Jesteś moim marzeniem. Zawsze byłaś. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Ci się coś stało, rozumiesz?

                           *******
Boże, cóż za wstyd! Ten rozdział miał tu być jezzcze.na urodziny Margaret Mustaine ;___; Poza tym miał być dużo dłuższy tylko coś mi nie wyszło ;__;
Skome.tujcie toooo ._____.

piątek, 26 kwietnia 2013

Paranoid - Rozdział 10 - Relacje.

   Obudziłam się w środku nocy z płaczem. Znowu śnił mi się McKagan. Brakuje mi go jak cholera. Ja go naprawdę kocham... nad życie. Chociaż właściwie... skoro nie mam Duffa, nie mam życia...
   Ubrałam jakąś bluzę, którą dała mi Carly i poszłamdo kuchni. W rękaw włożyłam duży nóż kuchenny i żeby nie było wlałam sobie wode. Na korytarzu wpadłam na Jamesa, który spojrzał mi głęboko w oczy
- Płakałaś?
- Nid, wydaje Ci się...
- Nie kłam. Masz mokre policzki. Co się stało?
- Nic...
- Powiedz słonko... - przytulił mnie mocno, a jatak mimowiednie wtuliłam się w niego, tak jakbym szukała bliskości, jak małe dziecko.
- Brakuje mi go...
- To na pewno... Musisz spróbować żyć bez niego... Zapomnij, że istniał taki ktoś jak Duff McKagan.
- Nie potrafię... zbyt go kocham...
- Cii... - cmoknął mnie w nos. - Idź spać skarbie. Posiedze przy tobie, dobrze?
- Noo... dobrze.
   Poszłam do 'swojego' pokoju i zdjęłam bluze, na śmierć zapominając o nożu ukrytym w kękawie. Więc takowy mi wypadł robiąc charakterystyczny hałas. James żucił mi mordercze spojrzenie i poszedł wynieść go do kuchni. Wrócił z dwoma kubkami kakaa z piankami i jakimś filmem na DVD. Dał mi jeden z kubków i usiadł obok. Włączył film. No kurwa, musiał! On świetnie wie, że boję się horrorów, a skurwiel wybrał Psychozę.
   Ogólnie to przez cały czas, kiedy leciało to dzieło kinematografii, byłam wtulona w Jamesa. Tak jakoś... nie wiem czemu, ale coś w sercu mi mówiło, że mogę mu zaufać. On jakoś specjalnie nie protestwoał, jak prawie łamałam mu żebra.
- Wika?
- Tak?
- Wiesz... ja... no... ja zawsze Cie kochałem...
   Nie odpowiedziałam mu na to. Nie umiałam. Nie potrafiłam. Szczęka opadła mi do kolan. Coś w sercu mi mówiło, że powinnam dać mu eleganckiego kosza i powalczyć o Duffa, ale rozum wyraźnie mówił, że jeśli nie chcę być samotna muszę dać  szanse. Poza tym, coś mnie do niego ciągnęło, tak jak rudą ćme do ognia. Nie umiałam tego nazwać, ale nie była to miłość. Ja wciąż kocham McKagana...

wtorek, 23 kwietnia 2013

Paranoid - Rozdział 9 - [jak by to Niko powiedziała] Moje życie legło w gruzach, cegle i starym tynku

   Nad ranem wróciłam do domu. W salonie przy ławie siedział Duff z laptopem na kolanach. Przytuliłam go od tyłu.
- Co robisz skarbie?
- A tak sobie przeglądam bloga Slasha i popatrz co znalazłem - powiedział lodowatym pozbawionym uczuć tonem i pokazał mi zdjęcia z wczorajszo-dzisiejszej nocy. Poczułam, że mam ochote zapaść się pod ziemie. - Wyjaśnisz mi to?
- J...ja....ja....b...by...byłam...byłam p...pijana...i...i... - i rozpłakałam się jak małe dziecko.
- I JA NIE CHCE ZNAĆ TAKIEJ TĘPEJ PIJACKIEJ KURWY!
   McKagan cedził każde słowo. Każde było dla mnie jak nóż w serce.
- I już nie musisz - wyszeptałam i wyszłam z domu.  Nie wiedziałam gdzie ide, nie wiedziałam co robie. Nie eiedziałam już nic poza jednym - zniszczyłam sobie życie. Jestem głupią niewierną suką, która tak bardzo zraniła ukochaną osobę.
   Usiadłam w jakimś parku pod drzewem i zaczęłam płakać. Tak płakać, jak jeszcze w całym.swoim jebanym życiu nie płakałam. Uświadomiłam sobie że zniszczyłam wszystko. Nie mam Duffa, nie mam domu, nie mam pieniędzy, nie mam nic. Ale najbradziej brakuje mi McKagana...
   Przypomniało mi się, że mam w kieszeni scyzoryk i zapalniczkę. Zaczęłam wycinać sobie literki na lewym nadgarstku. Literki które tworzyły napis "tania kurwa". Z wielkim bólem w sercu patrzyłam na spływanjącą krew. Zaczynało świtać. Krwistoczerwony okrąg pojawiał się na niebie. Ludzie zaczynali wychodzić do pracy, a ja dalej płakałam, aż w końcu...zasnęłam. Obudziłam się w Metallica Hause. Kirk klęczał naprzeciwko mnie i powtarzał żebym otworzyła oczy i, że mnie kocha.
    Usiadłam na łóżku i znowu zaczęłam płakać. Hammett usiadł obok mnie i zrobił coś czego najbardziej potrzebowałam - przytulił mnie. Wtuliłam się w niego jak najmocniej potrafiłam i wybuchłam jeszzcze głośniejszym płaczem.
- Ciii... skarbeczku... nie płacz... proszę...
- M...mo....moje ż...ży...życie n...ni...nie... nie ma dalszego sensu...
- Ma...masz mnie, masz Carly, masz Duffa...
- Nie mam Duffa bo jestem głupią kurwą! - Kirk westchnął i mocniej mnie przyrzytulił, a w pokoju jak gdyby zawołany słowami 'jestem głupią kurwą' pojawił się Lars z portwelem w spodniach. Gdy zorientował się że nie ma na co liczyć, usiadł obok i też zaczął mnie tulić.
- Ciii... jeszcze wróci...

sobota, 20 kwietnia 2013

Paranoid - Rozdział 8 - Zdrady.

   Następnego dnia byliśmy znowu.w Los Angeles. Znów trzeba było przejść się na Sunset, tylko po to, żeby pokazać, że żyjemy, chociaż każdy i tak to wiedział. W końcu nie codziennie światowej sławy rockman oświadcza się swojej dziewczynie na samym czubku Wieży Eifla, prawda? Pisali o nas w gazetach. Miałam to swoje 5 minut, kiedy to świat patrzył na taką zwykłą wychudłą dziewczynę. Dobra, mniejsza o to. Trzeba się pokazać i już.
   No więc znów byliśmy na Sunset. Ponownie w tym syfie. Znowu idąc musiałam patrzeć pod nogi, żeby nie potknąć się o jakiegoś zarzyganego ćpuna na głodzie narkotycznym. Wszystkie te głupie kurwy mierzyły mnie wzrokiem. Część z nich znałam. Zanim poznałam McKagana byłam jedną z nich. Ale dobra. Mniejsza z tym. Reszty nie znałam, więc były to dla mnie tylko głupie dziwki z pojebanymi ambicjami.
   Weszliśmy do Rainbow. Usiadłam przy barze i zamówiłam sobie szklankę Danielsa. Duff polazł do swoich znajomych, a ja zostałam sama. Ale nie na długo. Przysiadła się Carly. Już miałam zapytać co robi w L.A. ale mnie uprzedziła :
- Oświadczył Ci się?!
- No tak...patrz - pokazałam pierścionek. Carl zrobiła wielkie oczy, a ja poczułam, że się rumienie.
- A tak z innej beczki to Sebastian o Ciebie pytał. Idź z nim pogadaj. Jest u siebie w domu - wysłała mi życzliwy uśmiech i przytuliła.
   Wyszłam z baru i ruszyłam w kierunku Figeroa Street.  Tam właśnie stoi dom Mr. Bacha. Sebastian nie lubi tego szumu, który panuje na Sunset Strip. Też go nie lubię... Przez te kilka tygodni,kiedy mieszkamy z Duffem na Highland Awenue odwykłam.
   Zapukałam do drzwi przyjaciela, a on krzyknął że mam wejść, więc to zrobiłam. Sebuś siedział na kanapie z miską prażonej kukurydzy na kolanach i oglądał nasz ulubiony film z dzieciństwa - "Ptasiek". Taki tam dramat psychologiczny. Ogólnie to...byliśmy...dość dziwnymi dziećmi. Trochę wręcz...przerażającymi. Robiliśmy lalki voodoo i tak dalej...ehh... Whatever.
   Zestawiłam popcorn na stół i położyłam się na kolanach mojego przyjaciela z takim kawaii uśmiechem. On się wyszczerzył na mój widok i cmoknął mnie w czoło. Potem zaczął całować namiętnie w usta, zjeżdrzając coraz niżej, przez szyje na piersi zdejmując mi przy okazji koszulęvi stanik. Potem miział językiem podbrzuszu. Odpiął moje spodnie, następnie je zdiął. W ich ślady poszła reszta naszego stroju. Sebastian wszedł we mnie mocno, a ja jęczałam jak najęta. Po jakimś tam czasie oboje doszliśmi i...zorientowałam się, że zostawiłam otwarte drzwi. Tak jakoś czułam tu czyjąś obscność. BŁAGAM BOŻE, NIECH TO BĘDĄ TYLKO SCHIZY!

                               ***

No to mamy rozdział 8, który jest do dupy jak całe opowiadanie. Dziękuję, pozdrawiam.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Paranoid - Rozdział 7 -One night in Paris

   Najpierw zjedliśmy kolację w jakiejś W-Chuj-Drogiej-Tró-Romantycznej-Zajebiście-Kultowej restauracji, a potem weszliśmy na Wieżę Eifla. Duff przez dłuższy moment wpatrywał się w moje brązowe oczy. Następnie przyklęknął przede mną i wyją z kieszeni swojej czarnej ramoneski niewielkie, czerwone pudełeczko z napisem Apart.
- W...Wikuń...Kochanie...cz...czy ty....zgodzisz się...znaczy....chciałabyś...chcesz może...chcesz zostać moją do końca życia, chcesz żeby moje dzieci mówiły Ci mamo, chcesz zamieszkać ze mną w jakimś małym domku w stanie Mississipi...znaczy...cz...czy...zostaniesz moją żoną? - McKagan otworzył pudełeczko. W tle ktoś nucił "Love me tender". No jak romantycznie. Tylko nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Znaczy wszystko we mnie krzyczało 'TAK!', ale nie wiedziałam...
   Poczułam, że po moich policzkach spływają łzy. Czułam ich słony smak w ustach. Przypomniałam sobie o Duffie, który cały czas przede mną klęczał i oczekiwał na odpowiedź.
- J...jeśli... nie jest...nie jesteś g...gotowa...p...po....poprostu powiedz...
- Duff...OCZYWIŚCIE ŻE SIĘ ZGADZAM! - wykrzyczałam. McKagan wsunął mi pierścionek na palec i porwał mnie na ręce. Zacząk kręcić się w okół własnej osi krzycząc, że mnie kocha. Potem ja zrobiłam coś banalnie głupiego. Krzyknęłam:
- NAD ŻYCIE KOCHAM DUFFA MCKAGANA I ZOSTANĘ JEGO ŻONĄ!
   To może nie było aż tak głupie, co niebezpieczne. Taki szczegół - fanki. To są takie stworzenia, które słysząc imię swojego idola biegną w kierunku dźwięku tratując wszystko co spotkają na swojej drodze.
   Duff postawił mnie na ziemi i pociągnął za rękę na dół, co chwilę krzycząc, żebym się pospieszyła, bo te jebane tanie dziwki bez wartości zabiją mnie, a z mojej głowy zrobią pierwszy eksponat w Rock Star's Wifes Museum. Autentycznie się przestraszyłam, bo wiedziałam, że on ma rację.
   Wróciliśmy do hotelu i zameldowalińmy się w recepcji. Poszliśmy do naszego pokoju. Byłam zmęczona, więc dość szybko się położyłam. Duff usiadł na rogu łóżka i całą noc głaskał mnie po głowie śpiewając cichutko Every Breath You Take. On jest taki kochany...

                              ***

Rodział...jest do dupy. Miałam spory problem z napisaniem tego czegoś. Wika się kończy. Totalny brak weny.

wtorek, 12 marca 2013

Paranoid - Rozdział 6 - Je t'aime... pour toujours

    -Dzisiaj mnie stąd wypuszczą słonko. - oznajmił Duff. No jakbym kurwa nie wiedziała. Jakoś tak...aż 5 minut temu rozmawiałam z lekarzem. Jeszcze nie zapomniałam.
- Wiem. - syknęłam.
- Skąd ten jad w głosie?
- Jesteś idiotą. Na cholerę ty się z nim tłukłeś?! - z każdym wypowiedzianym słowem gotowały się we mnie skrajne emocje. Strach, ból, złość, chęć wyjebania mu i...miłość. Taka bezgraniczna. Taka sama jaką Julia darzyła Romea, Izolda Tristana, Laura Daniela, Leyla Nicka...taka sama. Zastanawia mnie co ja bez niego znaczę. Odpowiedź jest tak do bólu prosta - nic. Mniej niż zero. Bez niego ja nie umiem funkcjonować, bez niego nie żyję, nie egzystuje. Nie ma mnie. Kaput.
    - Podejdź tu. - zrobiłam o co prosił. Przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Wplotłam palce w jego blond włosy. Zaczął ściągać moją koszulkę. Gdy już się jej pozbył, całował mnie po szyi.
   I w tym oto cudownym momencie wpadł lekarz.
- Panie McKagan. Jest pan w szpitalu. Proszę opanować swoje pragnienia seksualne, może je pan przecież realizować w domu.
- Mhym. - mruknął. - Czego pan tu?
- Przyszedłem zapytać jak się pan czuję, ale widzę, że wprost świetnie! - zakpił. Kurwa weź się człowieku odjeb. Zazdrosny, co?
- Dobrze pan widzi.
- A pani na litość boską niech się ubierze!
    Zrobiłam co tam prosił. Pan zazdrosny wywalił oczami i wyszedł z sali.
- Ja cię kiedyś zabiję!
- Moja wina, że jesteś taka piękna?
***
    Wróciliśmy do domu. Zakryłam Duffowi oczy (co przy naszej różnicy wzrostu łatwe nie było) i zaprowadziłam do naszej sypialni, a raczej pokoju, który ma nią być.
- T...to jest piękne! - chwycił mnie i wziął na ramiona. Obkręcił się parę razy, a po tej zacnej czynności zaczął biegać jak debil po całym domu.
   - Pakuj się.
- Masz mnie dość? - spytałam z nie dającym się ukryć smutkiem w głosie
- Kobieto pojebało cię? Jesteś moim życiem cholero jedna! - zaśmiał się. - Niespodzianka kochanie. 
- A jaaakąąą? - zrobiłam maślane oczka. Zwykle działały na Duffa. Zwykle.
- Niespodzianka to niespodzianka. Musi być niespodziewana bo inaczej nie będzie niespodzianką. - uśmiechnął się szyderczo.
- Noooo ploooooseeeeeee....
- Mogę zdradzić, że lecimy do Europy. 
   EU-RO-PY?! TEJ Europy?! Tej nad Afryką?! Boże...mój chłopak zwariował.
***
   Samolot mieliśmy o 19. Od razu gdy usiadłam na fotelu, zasnęłam. Tak jest zawsze, ale mniejsza. Obudziłam się w PARYŻU! 

*******************************************************************************
   Tak, wiem, do dupy, krótkie, beznadzieja, mogiłka totalna. Nic nie poradzę, nie umiem pisać. Wszelkie skargi i zażalenia w komentarzach. Pozdrawiam.(dla złagodzenia negatywnych emocji pofapajcie sobie przy tym zacnym zdjęciu zajebistego zespołu W.A.S.P.


sobota, 2 marca 2013

Wiktorii się nudzi

   I robi debilne kamerkowe zdjęcia z kuzynką i śpiewa Gdzie są punki z tamtych lat. Macie sfet focie.xd

piątek, 1 marca 2013

Detroit Rock City - Rozdział 3 - ŻE...ŻE CO?!

   -Ej, sieroty boże, mam dla was niespodziankę. - powiedziała Wiktoria siedząc sobie, jak gdyby nigdy nic z nogami na ścianie nucąc piosenkę Ramones - "Rockaway Beach" i czytając książkę, którą wczoraj przyniosłem jej  biblioteki - Dean R. Koontz - "Północ".
   - Kontynuuj. To intrygujące panno Halverey, albo może lepiej pani Brown. - powiedział głupkowato Tommy. Dziewczyna zarumieniła się (wspominałem już, jak zajebiście słodko wygląda jak się rumieni?) i powiedziała:
-Gracie support.
- Przed kim?
- KISS'em.
- ŻE CO KURWA?! JAK?! JA PIERDOLĘ, JAK MAM CI KOBIETO DZIĘKOWAĆ?! JAK TY TO ZROBIŁAŚ?! - podbiegłem do niej i porwałem ją na ręce obkręcając parę się parę razy w okół własnej osi i na koniec całując ją namiętnie. 
- Słońce...starczy, że mnie postawisz. - zaśmiała się
   Postawiłem ją na ziemi i dalej (jak reszta) świdrowałem wzrokiem.
   - A możesz nam kurwa powiedzieć jak to zrobiłaś?
- Mój brat cioteczny od strony matki przyjaźnie się z bratem siostrzeńca menadżera Najzajebistrzej Kapeli Na Tym Pieprzonym Świecie. 
   - Kurwa...jesteś normalnie czarodziejką! Jak ja cie kurwa kocham! - wydarł się Joey. Już miałem mu wyjebać, ale uprzedził mnie James mówiąc:
- Ej no nie odbijaj Jamm'yemu bo bedzie zazdrosny! - zaśmiał się.
   Nie mogłem zaprzeczyć, że miał rację, w końcu...kto by nie był zazdrosny gdyby miał przy sobie taki skarb? Chyba ktoś taki byłby totalnym debilem.
Tylko James...ty wiesz, że tam będą ludzie, dużo ludzi i nie będziesz mógł ak sobie zemdleć jak wtedy kiedy graliśmy na urodzinach Tripa.
- O kurwa...nie myślałem o tym...
- Wiem. WYZBĄDŹ SIĘ TEJ JEBANEJ TREMY!
- NIE MOGĘ!
- TO SPRÓBUJ I COŚ DO KURWY ZAŚPIEWAJ!
   Świetnie wiedziałem, że będzie się krępował, bo przed dziewczynami nigdy nie śpiewał. Usiadłem za perkusją, reszta wzięła gitary i zaczęliśmy grać piosenkę zespołu The Stooges - "No fun". James jąkał się niemiłosiernie i potem tylko wywrzeszczał:
- Pieprzyć to!
   Wiktoria westchnęła i podeszła do niego stając za mikrofonem dała nam znak że mamy zacząć od nowa. Ona śpiewała. Przez chwilę myślałem, że stoi przede mną sam Iggy Pop, a nie moja dziewczyna, która po prostu tak zajebiście wyśpiewuje zwrotki...
No fun my babe
No fun
No fun my babe
No fun
No fun to hang around
Feelin' that same old way
No fun to hang around
Freaked out for another day

No fun my babe
No fun
No fun my babe
No fun
No fun to be alone
Walking by myself
No fun to be alonezyno
In love with somebody else

Well maybe go out, maybe stay home
Maybe call Mom on the telephone
Well c'mon, well c'mon
C'mon c'mon
Now Ron, I say Ron
C'mon an lemme hear you tell em
Lemme hear you tell em
Now I feel
I say lemme hear you
Tell em how I feel, yeah, my man
No fun to be alone
It's no fun to be alone
Hang on
Don't you lemme go
It's no fun to be alone
To be alone  

   - Kurwa dziewczyno! Czemu nie mówiłaś, że tak zajebiście śpiewasz!?
- Bo nie ma się czym chwalić...
- Jak to nie ma?! Jesteś lepsza niż ten palant! I nie masz tremy! Może...zaśpiewasz za niego w tym Detroit?
- Jak chcecie...nie ponoszę odpowiedzialności za mój brak umiejętności...
- Jaki brak!?
- Bo nie śpiewam jakoś tak zajebiście...
- Milcz kobieto!


***
I tak oto z nudy napisałam kolejny rozdział. Oczekuje komentarzy. Zostawiam was z Blondie i idę pilnować internetów. 


czwartek, 28 lutego 2013

Paranoid - Rozdział 4 - I znowu w szpitalu...

   Właśnie kończyłam malować naszą sypialnie. Duff pojechał dokupić kafelki do kuchni i jakoś tak od godziny go nie ma, więc wpadłam na ten wyjebany w kosmos pomysł i malowałam ściany, a raczej pejzaże na ścianach. Tak konkretniej to na owej ścianie powoli powstawało zachodzące słońce nad morzem. Takie trochę oklepane no ale kurwa romantyczne.W sumie to już kończyłam drobniutkie detale, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Ubrana w  stare, (brudne) jeansowe ogrodniczki i (równie upaćkaną) koszulkę z logo Van Halen zbiegłam na dół otworzyć.
   Za drzwiami stała moja (chyba jedyna) przyjaciółka - Carly. Nie myśląc o tym, że całą ją ubrudzę żółtą farbą mocno ją uścisnęłam.
   - Jak się czujesz? - spojrzała wymownie na moją rękę, po czym dodała - Wybacz, że nie mogłam Cie odwiedzić w szpitalu.
- Nic nie szkodzi. Jakoś się trzymam, ale te jebane tabloidy doprowadzają mnie do szału.
- Wierzę. A jak Duff sobie z tym wszystkim radzi? - nie zdążyłam odpowiedzieć, przerwał telefon.
   - Halo?
- Pani Wiktoria Black?
- Tak. O co chodzi?
- Pani chłopak, narzeczony...nie wnikam w to co tam was łączy, ale leży w szpitalu. Podał panią jako najbliższą osobę. Prosi aby pani przyjechała.
   Koleś ledwie skończył zdanie, a ja podbiegłam do drzwi i nie zwracając uwagi na mój idiotyczny strój, wybiegłam z domu. Z racji tego, że Duff jadąc do tej cholernej Castoramy wziął samochód, mi został taki skuterek. Taki badziew, na który oszczędzałam jak pracowałam w Rainbow. Dobra, stare dzieje.
   Wsiadłam na niego i zostawiając Carly bez słowa wyjaśnienia pojechałam w kierunku szpitala. Wiem, że nie będzie mi miała tego za złe, jak wszystko jej wytłumaczę.
   Po jakichś pięciu minutach byłam w szpitalu. Oczywiście po drodze złamałam wszystkie możliwe przepisy drogowe, ale kogo to obchodzi? No nie mnie. A, że nikogo nie zabiłam, ani  nie spowodowałam wypadku byłam nawet dumna.
   Gdy szłam hallem doskoczyłam do jakiejś pielęgniarki, pytając o Duffa. Wskazała mi salę na końcu korytarza. Pobiegłam do pokoju, usiadłam na krześle przy łóżku i złapałam McKagana za rękę. Nic nie mówiłam. Do oczu napłynęły mi łzy.
   - Co...co się stało? Jakim cudem jesteś w szpitalu?
- Boo... jak powiedziałaś mi o tym złamanym kurwa chuju Hudsonie, nie wytrzymałem i...no ten, wyjebałem mu, on mi oddał, tylko, że trochę mocniej i tak mi się zemdlało. Obudziłem się w karetce.
- CZY CIEBIE JUŻ DO RESZTY POKURWIŁO?!
- Cii... Nic mi nie jest.
- ALE MOGŁO, ROZUMIESZ?! CO JA BYM DO CHOLERY ZROBIŁA JAKBYŚ TY UMARŁ?!
- Ale żyję. Słońce noo..nie denerwuj się. - policzyłam w myślach do dziesięciu, bo miałam szczerą ochotę mu jebnąć. Potem usłyszałam, że Duff nuci. Dołączyłam się do niego i również zaczęłam mruczeć piosenkę.

No one knows what it's like
To be the bad man
To be the sad man
Behind blue eyes

No one knows what it's like
To be hated
To be fated
To telling only lies

But my dreams
They aren't as empty
As my conscience seems to be

I have hours, only lonely
My love is vengeance
That's never free

No one knows what it's like
To feel these feelings
Like I do
And I blame you!

No one bites back as hard
On their anger
None of my pain and woe
Can show through

But my dreams
They aren't as empty
As my conscience seems to be

I have hours only lonely
My love is vengeance
That's never free

When my fist clenches, crack it open
Before I use it and lose my cool
When I smile, tell me some bad news
Before I laugh and act like a fool

And If I swallow anything evil
Put your finger down my throat
And If I shiver, please give me a blanket
Keep me warm, let me wear your coat

No one knows what it's like
To be the bad man
To be the sad man
Behind blue eyes 

Uspokoiła mnie melodia, ochłonęłam. A Duff...zasnął. Siedząc tak przy nim również odpłynęłam zapominając o całym bożym jebanym świecie.
***

Mrs. McKagan się nudzi, bo jest chora i piszę bezsensowne rozdziały, których absolutnie nie planowała. Mam cichą nadzieje, że nie macie mi tego za złe, prawda? Jakby ktoś miał to niech się uspokaja gwałcąc wzrokiem Jani'ego Lane, czyli mojego kolejnego męża. Znaczy on ma żonę co widać na zdjęciach ale szszsz!




środa, 27 lutego 2013

Detroit Rock City - Rozdział 2 - KISS, KISS, KISS!!!

   - CHŁOPAKI!!! -wydarł się na całą chatę podekscytowany jak w barze ze striptizem James, który właśnie wbiegł do "domu" rozwalając sobie nos o ścianę.
- Co się stało? - zapytałem ziewając. Całą, calusieńką jebaną nockę myślałem o Wiktorii. Bałem się o nią. Ta melina (jakich tu wiele) jest w totalis center <Mrs. McKagan znawca łaciny> miastowych pobić, morderstw, gwałtów, przećpań, samobójstw i ogólnie tu tak syfiasto jest. Martwiłem się. Chciałbym tu zostawać noce i dnie żeby móc ją chronić, ale nie mogę. Matka. Ta zimna suka mi nie pozwala zostawać w nocy poza domem, każe chodzić do szkoły i jeszcze jeść z nią obiadki! No niedoczekanie!. Ale dobra, nie miałem wam tu mówić o moich jebanych zmartwieniach i problemach tylko o tym na co tak się napalił James. Otóż :
- JEDZIEMY KURWA NA  K-I-S-S!!!
   Pięknie to brzmi, prawda? Koncert KISS to moje marzenie od podstawówki. Gene Simmons jest takim moim Mesjaszem. A Paul i Gene na jednej scenie, na moich oczach...O KURWA!
   Więc tak stałem i patrzyłem na mojego przyjaciela dość zszokowany. Owy brunet zaczął machać mi ręką przed oczami, a potem wsadził dwa bilety do kieszeni.
   - Ale ja jestem jeden...
- A twoja ukochana nie jedzie?
- Kurwa...zapomniałem. To ja...skocze jej powiedzieć.
   Poszedłem do pokoju w którym egzystowała moja miłość. Nasza melina ma dwa pokoje. Jeden gdzie stoi parę łóżek na wypadek jakiejś ucieczki z domu, co najczęściej zdarza się Tommy'emu, Jest tam jeszcze taka drewniana stara szafa, która wygląda jak przeście do Narnii, jakiś przedwojenny gramofon i płyty. Pełna dyskografia naszych idoli i jeszcze parę innych płyt takich zespołów takich jak The Stooges,
Mötorhead, Led Zeppelin, Twisted Sister i te klimaty. W drugim pomieszczeniu stały instrumenty, popielniczka, lampa i dywan. Kurwa znowu się rozgadałem nie o tym o czym miałem. Jeremiah naucz się trzymać ryj.
   Bo chciałem wam tu mówić o tym czego się dowiedziałem o mojej dziewczynie.Siedziała pod ścianą i bawiła się STRZYKAWKĄ Z HEROINĄ. NO JA JEJ KURWA DAM!
  Podbiegłem i zabrałem jej "zabawkę". Podskoczyła wystraszona. Gdy zorientowała się, że to tylko ja, spojrzała na mnie tym wzrokiem zbitego pieska, jednocześnie proszącym i przepraszającym.
- Jam, proszę, oddaj.
- Słońce...no chyba już do reszty cię pojebało.Chcesz umrzeć? Zabrać mi siebie? Mogłabyś zrobić mi coś takiego? - wylałem brązową ciecz na dywan. Ona tylko wybuchła głośnym, niepohamowanym płaczem. Przytuliłem ją mocno, tak jakbym miał ją tulić po raz ostatni. Zwłaszcza, że tak może być, ten skurwysyn, Mr. Brownstone może mi ją zabrać.

***




   No dobra, mamy kolejny rozdzialik stworzony podczas konsumowania naleśników w The Moon w Focusie. Niezły patent na wenę w sumie. Wpierdalanie naleśniorów z cukrem pudrem i polewą czekoladową. Jak ktoś to przeczyta to będę hepi, a jak skomentuje to już w ogóle!
<zespół na zdjęciach to Cinderella, swoją drogą to jest piękniejsza nazwa dla hair metalowego bandu niż Kopciuszek?>




poniedziałek, 18 lutego 2013

Paranoid - Rozdział 3

Jakiś tydzień temu wróciłam do domu. Wszyscy ciepło mnie przywitali. Wszyscy poza Slashem. Właśnie przez niego ludzie uważają mnie za psychopatkę. Opisali mnie w Revolverze i Rolling Stone. Pisali coś żem opętana i Duff się ze mną tylko męczy, że mam na niego zły wpływ i powinien mnie zostawić. Płakałam czytając to. A i jeszcze "tró fanki" chcą mnie zabić. Ja rozumiem, że połowa świata mi zazdrości, no ale ejj...Duffy jest mój.
Schodziłam do kuchni. Bałam się tu mieszkać. I to wszystko przez Hudsona.
- Coś ty taka smutna kochanie? - Duff położył mi ręce na ramionach i spojrzał w oczy. Cmoknął mnie w czoło.
- Nic, nic. - zaczęłam uciekać wzrokiem. Złapał mnie za policzki i wyraźnie posmutniał.
- Nie ufasz mi?
- Ufam...a nie wyśmiejesz mnie?
- Jasne, że nie słonko. No mów.
- Ja się go boje...
- Kogo?
- S-slasha... - wbiłam wzrok w kuchenne kafelki. McKagan mocno mnie przycisnął do siebie. Jakby się przestraszył. Też się bałam...bałam się, że go krzywdzę. On bał się, że mnie straci. Wiem to, tylko dlatego, że Duffy jest psychologiem. Ludzki umysł jest skomplikowany ale tego to się można było domyślić.
-Czy...czy on Ci coś zrobił?
- T-tak...on mnie...i pobił...
- A to chuj...nie bój się kochanie.
W tym momencie do kuchni wpadł Slash.
- Ooo...cześć siostrzyczko. - powiedział z wielką premedytacją w głosie. - Może zamiast tak stać i się migdalić ze swoim Romeo zrobiłabyś coś pożytecznego i...kupiła mi Jacka?
- Zostaw ją - wysyczał Duff.
- Niby czemu? Gdyby nie JA w życiu byście się nie poznali.
-I co z tego? Ona jest moja i nie będzie ci latać po Danielsa!
- Nie bulwersuj się tak bo ci żyłka pęknie. - Duff mnie puścił i podszedł do Saula.Podciągnął go za koszulkę i spojrzał w jego nienawistne, przestraszone oczy. Przywalił mu pięścią w nos. Puścił go i jeszcze parę razy kopnął. Złapał mnie za rękę i pociągnął na górę, do naszej sypialni. Wyjął z komody jakieś klucze.
- Paku się słonko. - oświadczył po chwili.
- A-ale jak to? - zrobiłam minę w stylu dafak? O czym ty człowieku mówisz? Albo...NALEŚNIKI?!
- Normalnie. Nie możesz mieszkać z tym psycholem.
- Yhym...kocham Cię, wiesz? -cmoknęłam go w policzek. Uśmiechnął się szeroko.
- Ja ciebie też. Chodź. - wyszliśmy z domu. Po jakichś dwudziestu minutach Duff zatrzymał się przed małym, skromnym domkiem.
- To tu. Tu zacznie się nowe, lepsze życie

***
Oł jeee!!! Jeszt rozdziałe ze szpeszyl dedykeszon dla Niko Rose. A i Pauli i Mimozami. W sumie to zawdzięczam wam...życie?
No ten...jeszcze bonusik ;33


Informacja

Stwierdziłam, że powinnam nazwać opowiadanie <Wika genius>. Wiecie...to o Wiktorii i Duffie, w którym ona się chciała pochlastać.Nadaje mu tytuł <tramtramtram; werbel> PARANOID! <oklaski>. Z racji tego, że nasłuchałam się Black Sabbath. No, no ten...mam jeszcze dodatek o tytule "Psycho Cirrus" Chcecie go? Ja wiem, że tak ;33

Kileczka KISSowych foteczków. Naoglądałam się o nich ;>







A teraz Iggy Pop <on ma takie śliczne oczy *.*>


czwartek, 14 lutego 2013

Detroit Rock City - Rozdział 1 - Trochę o sobie

Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Zasnęła po drodze. Kurczowo trzymała się mojej koszulki, a wyraz jej twarzy mówił "Nie opuszczaj mnie". Nie miałem takiego zamiaru. Przeniosłem ją przez próg. Pierwsze co wtedy usłyszałem to gwizd i oklaski.
- No, no, Jam, niezła! -wydarł się James budząc tym "moją Julię" Wtuliła się jeszcze bardziej i zaczęła łkać.
- Zamknij się! - ryknąłem na niego. No kurwa nikt mi jej straszyć nie będzie! N-I-K-T!!!
- Dobra, dobra, bo ci żyłka pęknie.
-Yhym... - zamruczałem coś. James podszedł bliżej i złapał ją za ramiona. Już miałem mu przyjebać ale się odezwał -.-'
- Nie bój się. Nikt ci nic nie zrobi. Może jesteśmy pojebani ale nie krzywdzimy ludzi.
-S-serio? - spojrzała na niego. Wytarł jej łzy.
- Tak. Nie płacz.
W tym momencie  wpadła dziewczyna Jamesa. Olała go totalnie i podeszła do Wiktorii. Przytuliła ją
- Hej. Jestem Ada. Co się stało? - życzliwie się uśmiechnęła.
- N-nic...to głupie...jestem dość przewrażliwiona...Wiktoria jestem - wymusiła uśmiech.
- Ładne imię...Nic przez co lecą łzy nie jest głupie.
- Boję się ludzi...
- A można wiedzieć czemu?
- Boo...mmój tata...on mnie...no ten...i wtedy zmarła mama...ja uciekłam z domu i zostałam ćpuńską kurwą... - w moich oczach pojawiły się...łzy? Mocno przycisnąłem do siebie Wiktorię. Oderwała głowę od mojego torsu, spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła.
- Ale to stare dzieje. Jak to mówią - raz na wozie, raz pod wozem - odwzajemniłem uśmiech i delikatnie musnąłem jej wargi swoimi. Odwzajemniła pocałunek. Wpijała się zachłannie w moje usta. Robiłem dokładnie to samo. Po jakiejś minucie oderwaliśmy się od siebie. Na jej twarzy pojawił się rumienie. Uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem w jej wielkie piękne oczy.

***
No ten...pisałam to na religii kiedy pan gadał nam o popędzie seksualnym i tym iż nie potrafi spłodzić córki...Nevermind.  Krótkie i dlatego wstawię wam parę fotek z mojego Fap Folderu.


piątek, 8 lutego 2013

Detroit Rock City - Prolog

Zacznijmy od tego, że się przedstawię. Otóż nazywam się Jeremiah Brown, ale znajomi mówią mi Jam. Chodzę do klasy maturalnej, chociaż szczerze to zwisa mi ten pierdolony papierek. Więc...co by tu o mnie...hmm...nooo...lubię KISS i grzybki halucynki. Gram na perkusji w zespole Valium. Oprócz mnie jest tam 3 debili, więc na nudę nie narzekam...No więc trochę o chłopakach. Jest sobie James, który ma jebaną tremę i mdleje widząc ludzi. Jest na wokalu i rytmiku.Nevermind. Jest jeszcze Tommy, który popierdala na swojej miłości (czytaj - basie). Nie widzi poza nim świata. No i ostatni z tych pojebutów to Joey. Pan gitara prowadząca, szkolny dealer.
P. S. Wspominałem, że Tommy udaje wielkiego macho?

A teraz opowiem wam historię sprzed tygodnia.

Idę sobie dworcem (tak, tak, Jam pilny uczeń wracał ze szkoły) i widzę taką super full ładną laskę. Siedziała pod ścianą co jakiś czas zaciągając się Malboro. Podszedłem do niej.
- Fajna koszulka -wspominałem, że z logo KISS? Ogólnie to była zaebiaszczo ubrana. Miała rozjebane trampki, kamizelkę i jeansy...no i tą koszulkę...aww... (xD)
- Dzięki...jestem w armii KISS.
- Serio? Bo...wiesz...ja też -chyba się zarumieniłem. Jąkałem się jak cholera...Whatever...
- Wiesz...nigdy nie spotkałam chłopaka, który miałby podobny gust muzyczny do mnie... - tym razem to ją oblał rumieniec...
- A ja dziewczyny! Znaczy...takiej lubiącej KISS...Przejdziesz się gdzieś?
- Tak!...Znaczy...skoro nalegasz...

Więc chodziłem z nią po mieście i dowiedziałem się najcenniejszych rzeczy...czyli jak ma na imię - Wiktoria, ile ma lat - 16. No i tyle

- Odprowadzę cię...tylko gdzie mieszkasz?
- Naa...dworcu... - wbiła wzrok w ziemię
- Czemu?
- Bo mama mnie wyrzuciła z domu
- A to kurwa...chcesz zamieszkać u nas? Znaczy w takie melinie gdzie gramy próby itp...
- A..a mogę?
- Tak!
- Dziękuję - wtuliła się mocno i zaczęła szlochać. Wziąłem ą na ręce i zaniosłem do domu.

Geniusz ja

Otóż wpadłam na genialny pomysł na nowe opowiadanie. Mam niesamowitą fazę na KISS, więc wymyśliłam ,że napiszę coś o nich. A z racji tego, że pisanie o zespołach jest tak popularne, że robi się nudne, głównymi bohaterami będzie 4 licealistów. Żeby to miało jakikolwiek związek z KISS'em będą to ich tró fani, którzy grają w cover bandzie. Oczywiście będą piękni ;3. I będę ja ale to też oczywista oczywistość.

A żeby post nie był za krótki to powrzucam kilku aww panów *.*












piątek, 18 stycznia 2013

Będę tęsknić...

Jako 7-latka myślałam ,że nic nie boli bardziej niż zwichnięta ręka po upadku z klonu rosnącego na jedynym skrawku zieleni przed blokiem.
Na osiedlu łez i śmiechu. Na osiedlu zabaw i dramatów. Na blokowisku gdzie przecież jeszcze tak niedawno graliśmy w berka, sprzedawaliśmy
ciastka zrobione w piaskownicy, robiliśmy zawody w skakaniu z chuśtawki. Gdzie graliśmy w dom, dwa ognie i siatkówkę. Tak...to tu spędziliśmy
najpiękniejsze chwilę. Wszyscy... Ja, ty, Gracjan, Mateusz, Dawid, Michał, Paulinka, Patrycja. My, dzieci betonu. To tu zawieraliśmy przyjaźnie...
Właśnie, przyjaźń. Cośco nas łączy. Jesteś dla mnie jak starsza siostra.Pamiętam świetnie jak zadzwoniłam do ciebie o 3 w nocy mówiąc "przyjdź tu.
 Muszę się wypłkać." ,a ty po 3 minutach  byłaś tu. Podeszłaś i mnie przytuliłaś. Milczałyśmy obie.
Ta sama ty, która słysząc o wszystkich idiotyzmach uśmiechnęłaś się i powiedziałaś "kocham cię debilko". Tak...ty ,która zawsze byłaś...odeszłaś.
Nie ma cię. Odeszłaś ty...zabierając część mnie. Już jesteś tam. Daleko. Ale mimo to dziękuje ci za to że zawsze byłaś gdy tego potrzebowałam.
Wiem...teraz będzie inaczej.
Może kiedyś te szare ściany klatek schodowych zdradzą komuś naszą historię. Może kiedyś...ale ja proszę cię o jedno. Asiu...przyjaciółko kochana...
nie zapomnij o mnie. Odezwij się czasem siostrzyczko. Jeszcze raz dziękuje za te wspaniałe 6 lat. I za tego misia na 7 urodziny. Patrząc na niego będę o
tobie myśleć.
Kocham Cię
Wiktoria