- Wika, wyjaśnij mi o co chodzi. Co tu robisz? James się martwi... - westchnął wchodząc na podwórko.
- Zaraz Ci wszystko wytłumaczę, ale może wejdziesz, napijesz się herbaty, kakao, kawy... Whatever.
- Zrób mi herbatę - rzucił idąc za mną do domu. Nie widziałam jego miny, gdy zobaczył, że zamiast mebli mam w domu kartony podpisane markerem, ale na pewno musiał się zdziwić.
Weszliśmy do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę, i usiadłam na podłodze. Hammett usiadł obok mnie. Wpatrywał się we mnie z miną "no słucham". Podałam mu szklankę napoju i zaczęłam.
- No tooo... Pamiętasz naszą rozmowę o Jamesie? Nic nie mogłam wymyślić, poszłam do klubu i się najebałam. Dobra, never mind. Następnego dnia rano zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy - nie kocham go. Zdecydowałam, że nie wrócę do domu. Waszego domu. To nie mój świat. Wyszłam z Viper, chodziłam kilka godzin po L. A., potem najzwyczajniej w świecie się zmęczyłam, usiadłam na krawężniku i zaczęłam palić. Poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramie. Patrzę, a tam DUFF. Zaczął mnie przepraszać. I tak jakoś wyszło, że... Jutro wyprowadzamy się do Seattle.
- C...Co? Czekaj... CO?! JAK TO DO SEATTLE?!
- Przepraszam.... - spuściłam wzrok
- Nic się nie stało... Po prostu.. Będę tęsknił... - mocno mnie przytulił.
- Ja też... - szepnęłam i zamknęłam oczy. Zaczęłam przypominać sobie całe dzieciństwo. Było piękne...